Adam Wielomski Adam Wielomski
646
BLOG

Flaczki PiSu

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 41
„Nie wstydzę się, że byłem masonem – mówi w tygodniku "Wprost" dziennikarz i publicysta Bronisław Wildstein – z działalności w loży zrezygnowałem, bo nie sądzę, by miała ona dziś specjalną wartość”.

No cóż, ja bym się też nie wstydził – po prostu bym się zapadł pod ziemię, a potem zrobił sobie operację plastyczną, żeby mnie ludzie na ulicy nie poznali. Słowo „mason” ma przecież jednoznaczną konotację w tradycji europejskiej: wróg Kościoła, wróg wiary, wróg Boga. Skojarzenie to jest zupełnie jednoznaczne i – dodajmy – nie jest pozbawione racjonalnych i empirycznych podstaw. Nikt nigdy przecież nie wierzył w pijarowski obraz masonerii jako organizacji charytatywnej, dobroczynnej, zbierającej pieniądze dla ubogich. Dla obrońców religii mason był intelektualnym potworem; dla wrogów Kościoła – prawdziwą ikoną.

Warto zwrócić uwagę, że Bronisław Wildstein to nie jedyna osoba z kręgu dzisiejszego PiS, która ma jakieś związki z wolnomularstwem. Przecież wiele mówiło się o masońskiej działalności Jana Olszewskiego, a także o jakiś kontaktach (bodaj pośrednich) z wolnomularstwem samego Jarosława Kaczyńskiego. Jest to ciekawy szczegół, szczególnie w aspekcie tego, że tenże Kaczyński prezentuje się jako główny polityczny reprezentant katolicyzmu polskiego i największy przyjaciel słuchaczy Radia Maryja. Pamiętam, że przed poprzednimi wyborami środowisko Marka Jurka lansowało nawet tezę, że PiS jest ostatnią szansą na obronę katolicyzmu w Polsce. Ciekawe czy środowisko to nadal podtrzymuje tę teorię?

Wolnomularskie źródła PiS nie powinny nikogo dziwić. Dosyć łatwo można stworzyć genezę tej partii, wyznaczając następującą oś: reformatorzy polscy epoki stanisławowskiej – tradycja powstańcza – PPS – sanacja – PiS.

Jeśli rzucimy okiem na skład wspomnianych „reformatorów polskich epoki stanisławowskiej”, to tam siedzi dosłownie mason na masonie. Wszyscy oni wprawdzie walczyli o reformę państwa i utrzymanie niepodległości, ale ortodoksami katolickimi to ludzie ci nie byli. Jeśli mówi się dziś, że trzeba wykonać wolę Sejmu Wielkiego i wznieść Świątynię Opatrzności Bożej, to trzeba pamiętać, że nasi osiemnastowieczni przodkowie nie mieli tu na myśli Boga w ujęciu katolickim, ale nieokreślone deistyczne bóstwo o charakterze synkretycznym (ekumenicznym); sama świątynia miała zaś być spełnieniem marzeń d’Alamberta o zbudowaniu świątyni poświęconej wszystkim bogom.

Tradycja powstańcza. Tu zwraca uwagę przede wszystkim Walerian Łukasiński – założyciel patriotycznego wolnomularstwa, a także Adam Mickiewicz działający w karbonarskiej Młodej Europie. PPS – tu prawie wszyscy przynależeli do jakiejś loży (bodaj poza Walerym Sławkiem) i to spowodowało, że tenże Sławek – w epoce sanacyjnej – naciskał na zakazanie działalności lożowej, co też się stało.

Widzimy więc, że wszystkie struktury naszych „patriotów” i „niepodległościowców” zawsze opierały na wolnomularstwie. Tam też powstał pewien charakterystyczny dla tego nurtu model patriotyzmu. Jest to fanatyczna miłość ojczyzny, bezgraniczne oddanie jej sprawie, kult poświęcenia. Ale zarazem ta ojczyzna jest dziwacznie pojmowana, gdyż odcina się ją od katolickiego korzenia, od narodowej tradycji. Jest pojmowana na sposób jakobiński jako starogrecka czy starorzymska republika o charakterze demokratycznym, gdzie rządzi oświecony i wyzbyty zabobonu religijnego naród. Panuje tu wielki laicki Rozum, który konstytuuje państwo z pominięciem zabobonu (religii). Tradycja się nie liczy, ważne są laickie cnoty moralne (republikanizm, patriotyzm, potem także socjalizm). Wolnomularze są zatem patriotami, ale w charakterystycznym rozumieniu tego słowa: nie kochają katolickiej Polski, ale Polskę taką, jaką sobie wyobrazili, gdzie patriotyzm ma źródło w cnotach moralnych Immanula Kanta.

Nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest to projekt patriotyczny, ale nie jest to projekt prawicowy. To gałąź lewicy postjakobińskiej, która w XIX wieku nie przeszła przez „oś czasu” i nie dokonała transformacji swojej idei w kierunku kosmopolitycznym czy internacjonalistycznym. Sprawa odzyskania przez Polskę niepodległości (jako egalitarnej czy socjalnej laickiej republiki) na tyle silnie zdominowała politykę, że nawet lewica nie mogła na ziemiach polskich poprzeć internacjonalizmu. Przeciwnie, należało walczyć o niepodległość, gdyż oznaczało to wyzwolenie od tradycjonalistycznych, chrześcijańskich i kapitalistycznych państw zaborczych. Tylko niepodległość mogła oznaczać zbudowanie społeczeństwa demokratycznego, socjalistycznego i laickiego.

Wszystko to jest logiczne. Tradycja lewicy od Kołłątaja jest jasna i prosta. Tylko niech mi ktoś jedno wytłumaczy: jakim cudem spadkobierca tej tradycji – Jarosław Kaczyński – został przywódcą katolickiej prawicy?

Adam Wielomski
www.konserwatyzm.pl

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka